28-05-2010 13:37
Stary, gdzie mój wafelek?!
W działach: Lonkodzień | Odsłony: 3
Ilonka jest największym z najmniejszych łasuchów. Gdyby mogła żyłaby na czekoladkach, żelkach i wafelkach.
Oczywiście, staramy się poskromić takie apetyty, ale jak wiadomo - nic na siłę, wszystko młotkiem. Dlatego Lonka w swoim domowym menu ma takie słodkie-zdrowe rzeczy jak kasza manna na mleku, ciasto marchewkowe, czy miód. Jednak nic jej tak nie poprawia humoru, jak jajko niespodzianka. I to bez względu na to, co w nim znajdzie.
Dlatego zawsze po przyjściu do przedszkola jesteśmy wprawnie inwigilowani - werbalnie i fizycznie:
- A co masz dla mnie słodkiego? A czy to jajeczko z pieskiem/ smerfem/ samochodzikiem, księżniczką, etc? - dopytuje Lonka dobierając się do mojej torby.
Czasami inwigilacja ta przebiega niepomyślnie i wtedy odzywa się Lonce syrena alarmowa. Wyje jak opętana, wylewa potoki łez i wzbudza natychmiast współczucie mijanych po drodze starszych pań i panów, młodych mam i innych niezaprawionych w boju.
- Ojej, taka ślliczna dziewczynka i płacze. A co się stało?
Lonka zazwyczaj odgrywa nieśmiałą, chowając się za mnie i rozmazując łzy brudnymi paluszkami dla lepszego efektu dramatycznego.
- Nic strasznego. Mamy po prostu nie-dzień. - odpowiadam zazwyczaj.
W takich chwilach mam wrażenie, że jestem momentalnie klasyfikowana jako nieporadna lub sadystyczna matka. Nie wiem co gorsze, naprawdę. Ale ugiąć się przecież nie mogę, bo jak raz to zrobię, to już przepadłam. A przecież samą obietnicą da się sporo wynegocjować:
- Mam dla ciebie wafelka i soczek, ale zostawiłam je w wózku Ninki, przed wejściem. Jak chcesz je dostać, to musimy już iść.
I Lonka, która zazwyczaj ociąga się z ubieraniem i wychodzeniem, niczym biały króliczek pędzi przede mną do wyjścia.
A kiedy przychodzę z zajęć i biorę Ninę na ręce, tej włącza się tryb szukania: próbuje się do mnie jak najszybciej przyssać, waląc twarzą w moją bluzkę, tak na dzięcioła. Wygląda to, jakby mnie inwigilowała:
- A co masz dla mnie dobrego? A czy to moje słodkie i ciepłe mleczko?
Cóż, wygląda na to, że niektóre zachowania są głębiej zakorzenione niż mi się wydawało.
[Na zdjęciu: Inwigilatorki w pozach anielskich.]
Oczywiście, staramy się poskromić takie apetyty, ale jak wiadomo - nic na siłę, wszystko młotkiem. Dlatego Lonka w swoim domowym menu ma takie słodkie-zdrowe rzeczy jak kasza manna na mleku, ciasto marchewkowe, czy miód. Jednak nic jej tak nie poprawia humoru, jak jajko niespodzianka. I to bez względu na to, co w nim znajdzie.
Dlatego zawsze po przyjściu do przedszkola jesteśmy wprawnie inwigilowani - werbalnie i fizycznie:
- A co masz dla mnie słodkiego? A czy to jajeczko z pieskiem/ smerfem/ samochodzikiem, księżniczką, etc? - dopytuje Lonka dobierając się do mojej torby.
Czasami inwigilacja ta przebiega niepomyślnie i wtedy odzywa się Lonce syrena alarmowa. Wyje jak opętana, wylewa potoki łez i wzbudza natychmiast współczucie mijanych po drodze starszych pań i panów, młodych mam i innych niezaprawionych w boju.
- Ojej, taka ślliczna dziewczynka i płacze. A co się stało?
Lonka zazwyczaj odgrywa nieśmiałą, chowając się za mnie i rozmazując łzy brudnymi paluszkami dla lepszego efektu dramatycznego.
- Nic strasznego. Mamy po prostu nie-dzień. - odpowiadam zazwyczaj.
W takich chwilach mam wrażenie, że jestem momentalnie klasyfikowana jako nieporadna lub sadystyczna matka. Nie wiem co gorsze, naprawdę. Ale ugiąć się przecież nie mogę, bo jak raz to zrobię, to już przepadłam. A przecież samą obietnicą da się sporo wynegocjować:
- Mam dla ciebie wafelka i soczek, ale zostawiłam je w wózku Ninki, przed wejściem. Jak chcesz je dostać, to musimy już iść.
I Lonka, która zazwyczaj ociąga się z ubieraniem i wychodzeniem, niczym biały króliczek pędzi przede mną do wyjścia.
A kiedy przychodzę z zajęć i biorę Ninę na ręce, tej włącza się tryb szukania: próbuje się do mnie jak najszybciej przyssać, waląc twarzą w moją bluzkę, tak na dzięcioła. Wygląda to, jakby mnie inwigilowała:
- A co masz dla mnie dobrego? A czy to moje słodkie i ciepłe mleczko?
Cóż, wygląda na to, że niektóre zachowania są głębiej zakorzenione niż mi się wydawało.
[Na zdjęciu: Inwigilatorki w pozach anielskich.]