Raport PeLonkana
W działach: Lonkostyle, marudzenie, radosna Lonkotfurczość | Odsłony: 1Nie wiem, czy ktoś z Was zauważył, ale dawno nie było nic o Lonce. A działo się, oj działo...
Po pierwsze, Lonka spędziła święta u dziadków. Rzecz jasna, pod moim czujnym okiem, bo destruktywne zapędy małych dziewczynek nie powinny być ujawniane zbyt szybko w obecności poprzednich pokoleń - to ma ochronić Lonkę przed rozwinięciem autodestrukcji w późniejszym wieku.
Dziadkowie byli łaskawi nie zwracać uwagi na małe wybryki, a większe tłumaczyli sobie nieposkromioną energią młodzieńczą Lonki i byli zachwyceni jej pomysłowością oraz elokwencją. Niejako w nagrodę za dobre sprawowanie, a częściowo także dla skanalizowania owych skłonności niszczycielskich, Lonka została wyposażona w:
- rowerek
- huśtawkę
- hałdę piasku wraz z przyborami do kopania.
Dziadkowie zadbali także o odpowiednie oprawy wieczornych spacerów - było głaskanie żab i ryb, oglądanie bobrzych żeremi i bocianów, puszczanie kaczek na wodzie oraz inne zoologiczne ciekawostki.
Zarówno oni, jak i wujek znieśli pobyt Lonki świetnie, jak na weteranów przystało. Prababcia była oczywiście zachwycona, bo przezornie ograniczyłam czas działalności Ilonki na jej terenie do niezbędnego minimum (prababcia jest już schorowana).
Rozstanie z tatą nie miało większego wpływu na Ilonkę - tydzień minął jej jak z bicza strzelił, a ona płacząc nie próbowała się odwoływać w kwestiach spornych do jego - bądź co bądź wyższego - autorytetu.
Do przedszkola też wróciła bardzo chętnie, mimo że przyzwyczaiła się do naszej obecności przez cały dzień. Rozrabia tam aż miło i nawet przeszła lekko przedszkolny wirus grypy żołądkowej a w ten poniedziałek dobije do miesięcznego rekordu frekwencji wynoszącego w marcu 3 dni.
I proszę, trzymajcie kciuki, żeby do wakacji chodziła już normalnie do przedszkola, inaczej nie będę miała kiedy blogować. W końcu budzenie śpiącej królewny ma wyższy priorytet niż stukanie w klawiaturę...