» Blog » Mitologia light ze skwarkami
04-12-2006 14:14

Mitologia light ze skwarkami

W działach: książki | Odsłony: 2

Mitologia light ze skwarkami
***
Tekst powstał po sutym obiedzie, wyraża bardzo osobiste opinie autorki a wszelkie podobieństwo opisów do konkretnych potraw jest absolutnie przypadkowe.
***



Średnio co dwa, trzy tygodnie wybieram się, jak każdy szanujący się pożeracz książek, do jakiejś księgarni. W zeszłym tygodniu, przeglądając półki w empiku, zdecydowałam się poczytać sobie Kłamcę 2 i Annę In w grobowcach świata. Przyznam szczerze, że Kłamca trochę mnie rozczarował, ale Anna In… pozostawiła po sobie delikatny posmak.

Okazało się także, że te dwie tak różne od siebie lektury mają jednak trochę wspólnego. Obie wykorzystują przecież mitologię. Tyle, że Kłamca jest taką mitologiczną papką dla niemowlaków, która ma być lekkostrawna i wykorzystywać popularne motywy w niecodzienny (czytaj: smaczny) sposób. No i jak to z papkami dla niemowląt bywa- szczególnie tych z mięsem- jakoś nie do końca to wyszło. Opis organoleptyczny Kłamcy 2 zawierałby okreśłenia- mdły, mętny, cierpki, ale ze wspaniałym aksamitnym „ogonkiem”. I chwała Kubie Ćwiekowi choć za to. Mimo tego dobrego zakończenia, książka sprawiła jednak, że mój mózg poczuł się tak, jak Loki po dwóch kanapkach z szynką- jeszcze bardziej głodny i rozdrażniony. I wtedy, chcąc ratować mój centralny ośrodek nerwowy od śmierci głodowej, rzuciłam się na Annę In... i od razu sapnęłam z zadowoleniem.

To się nazywa pyszna opowieść! Fabuła nie jest, co prawda, zbyt oryginalna, bo założeniem całej serii wydawniczej jest przecież „prze-pisanie” prastarego mitu w sposób czytelny dla współczesnego odbiorcy. Jednak forma, w jaką Olga Tokarczuk ubrała tą opowieść, jest po prostu wyborna- atmosfera lekkiego, ciemnego sosu czekoladowego ze świeżymi, chrupiącymi opisami a dialogami tak płynnymi i puszystymi jak creme anglaise. Brzmi smakowicie? Powinno. A najważniejsze jest to, że syci. Syci niesamowitą plastycznością opisów, syci bogactwem treści oraz formą językową. Mamy tu nie tylko ślady poszukiwania istoty boskości, tych prawdziwych, podskórnych dążeń i pragnień, ale i drobne motywy mitologiczne przetłumaczone na nasz, współczesny i jakże bliski fanom fantastyki język- żywa walizka, żelbetonowe miasto na środku pustkowia, windy jeżdżące we wszystkich kierunkach, wszechwładni bogowie-biurokraci, rikszarze zrośnięci ze swoimi pojazdami, holograficzna mapa, bogini o perłowo- oliwkowej skórze oraz jej siostra o czarnych palcach i ustach… Tokarczuk sięga po postapokaliptyczną wizję świata jak z komiksu Enki Bilal, miesza go z suchym klimatem Mad Maxa i osiąga fantastyczny efekt. Mam nadzieję, że przyjdzie komuś do głowy zekranizować tą powieść. To byłoby prawdziwe arcydzieło estetyczne.

Ale nie jest to jedyny powód, dla którego Kłamca 2 to dla mnie puste kalorie a Anna In… to pełnowartościowy posiłek z trzech dań. Od dłuższego czasu szukałam lektury, która połechtałaby moje synapsy nerwowe do przemyśleń na tematy głębsze niż sosjerka. Tematy do przeżucia znalazłam właśnie w Annie In…- mamy tam poruszoną kwestię boskości jako takiej, nieśmiertelności, strachu i znaczenia przyjaźni w obliczu katastrofy. Co prawda, w Kłamcy 2 również mamy obiecujące motywy, ale na obiecankach się kończy- fakt, że Loki w końcu otwiera się przed swoją kobietą jest zbyty bodaj jednym zdaniem. Również cierpienie Erosa nie jest zbyt dogłębnie przekazane. Alkoholowe kłopoty Bachusa stają się jego wizytówką a Herkules to po prostu głupi mięśniak.

Wychowana na Parandowskim wolałabym widzieć Erosa jako boga nie tylko uciech cielesnych, ale i oddania oraz wytrwałości w gorącym uczuciu, bo przecież tego był symbolem (podanie o Erosie i Psyche). Także bachanalia nie były jakąś tam popijawą- to jedno z najsłynniejszych misteriów, którego unowocześnioną wersją jest między innymi katolicka msza święta. Herkules zaś, mimo tego co przeczytałam w Kłamcy 2, zawsze będzie dla mnie symbolem walki człowieka z jego słabościami i namiętnościami oraz przykładem, że nawet najgorszy grzesznik może odkupić swoje winy. Śmiem więc twierdzić, że wersja light w jakiej zostały wykorzystane motywy i postaci mitologiczne w Kłamcy, jest tak apetyczna jak chipsy. Jednak zgodnie z zasadą, że od czasu do czasu trzeba zjeść coś niezdrowego, można się nim- ewentualnie- zapchać. Ale moim skromnym zdaniem, ani nie wystarczy to na długo, ani nie zastąpi prawdziwego obiadu.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Alkioneus
    Dzięki, teaver
Ocena:
0
Antycypowałem właśnie takich doznań po "Kłamcy", dlatego po niego nie sięgałem - choć nie raz, nie dwa się nad tym zastanawiałem.

Teraz jestem prawie pewien, że warto przeczytać(niekoniecznie kupować).
04-12-2006 15:56
~Miroe

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Polemizować z tym wpisem się nie da. Tj. da się, ale efekt przypominałby starcie Giertycha z teorią ewolucji ;) .

A co do ogólnego zestawienia treści z ciekawą formą: jak łyk mocnej czarnej herbaty z goździkami słodzonej miodem :D
04-12-2006 17:01
Wojteq
   
Ocena:
0
Bogowie, dzięki za takie notki. Przyjemnie się czyta. Gratuluję lekkości pióra. :-)
04-12-2006 20:27
Streider
    Życzę smacznych lektur,
Ocena:
0
a najlepsze kąski opisuj w blogu, żebyśmy też mogli się nimi delektować;]
05-12-2006 11:19
teaver
    A wy ...
Ocena:
0
... obżartuchy! :) Ale to tak specjalnie- przed Mikołajkowym obżarstwem. Jutro mnie czeka 3 kilo czekolady do zjedzenia - mhmm... a wieczorem pewnie węgiel. :P
05-12-2006 22:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.