» Blog » Gone baby gone.
20-09-2008 21:51

Gone baby gone.

W działach: film | Odsłony: 10

Gone baby gone.
***na zdjęciu:***
Madeline O'Brien, czyli filmowa Amanda.


Rzadko kiedy mam okazję obejrzeć sobie jakiś film, szczególnie w godzinach Lonko-kąpania i Lonko-usypiania. Jednak czasami dopada nas głód kinematograficzny i dzięki ofiarnej pomocy Kaszka udaje mi się coś obejrzeć od początku do końca. Ostatnio miałam taką okazję jakieś 3 tygodnie temu. Łukasz posadził mnie przy kompie, zaparzył herbatkę i powiedział stanowczo, że on idzie kąpać nasze Cudo, a ja mam siedzieć i oglądać.
- Oglądać co? – spytałam.
- To. – Kaszek podsunął mi pod nos „Gone Baby Gone”, czyli „Gdzie jesteś Amando?”
Spojrzałam krytycznie na okładkę. Nie dość, że błąd interpunkcyjny w tytule, to jeszcze „Reżyseria: Ben Affleck”. Ależ się walnęli się w tej wypożyczalni, pomyślałam, po czym niezbyt przekonana usiadłam do oglądania.
Kiedy film się skończył wciąż nie mogłam oderwać wzroku od ekranu. Wiedziałam, że Lonka spokojnie spała już w pokoju obok otulona kołderką, ale mimo wszystko poszłam sprawdzić, czy wciąż tam jest.

Krzątając się przed snem myślałam o filmie i nie mogłam się opędzić od wrażenia, że coś z nim jest nie tak. Nawet nie z samym wykonaniem, ale z tym wrażeniem, że coś przeoczyłam i sens kryje się gdzieś głębiej. Czemu ktoś całkiem inteligentny, jak Ben Affleck na przykład, chciałby się bawić w czarno-białe moralnie kino, pokazywać jakieś moralne ścieżki oraz wychowywać społeczeństwo obywatelskie? Po co fabuła godna twistera, żeby pokazać jak działa sprawiedliwość społeczna i że z getta nie ma ucieczki, nawet jeżeli jesteś kilkuletnią dziewczynką i całe życie przed tobą?

Założenie fabularne jest dość proste – z Dorchester, robotniczej dzielnicy Bostonu ginie czteroletnia dziewczynka i zaczynają się gorączkowe poszukiwania oraz wielki medialny szum. Policja podejrzewa, że palce maczała w tym szajka niedawno zwolnionych z więzienia pedofili, a jednak ciotka Amandy postanawia poprosić o pomoc miejscowych detektywów – Patricka i Angelę. Ci ostatni, choć jeszcze o tym nie wiedzą, będą zmuszeni postawić na jedną kartę nie tylko swoje życie i bezpieczeństwo, ale także swój związek. Jednak okazuje się, że afera z zaginięciem dziewczynki to tylko wierzchołek góry lodowej – wraz z duetem detektywów podążamy fałszywymi tropami aby odkryć prawdziwe motywy porwania dziewczynki, po czym dowiadujemy się, że cała afera jest szyta grubymi nićmi, nikomu nie zależy tak naprawdę na odnalezieniu małej, a palce w porwaniu maczały między innymi rodzina Amandy oraz poszukujący jej rzekomo policjanci.

Finał jest mocno rozczarowujący, choć nie pozwolił mi na obojętność. Nie ze względu na kiepskie zakończenie fabuły, czy na słabą grę aktorską drugiego z braci Afflecków, ale właśnie na wspomniane już poczucie, że coś tu nie gra. Spodziewałam się czegoś innego po filmie opartym na książce autora „Mystic River”. W pierwszej chwili przyszło mi na myśl, że może to klasa reżysera. Bo przecież stosunkowo młody Affleck nie może się równać z doświadczonym Eastwoodem. A jednak film uwierał mnie wciąż w mózg.

Kiedy zaczęłam już rozważać, czy może miałby sens na poziomie symbolicznym, przyszło mi do głowy coś innego. Rola Amandy, czterolatki dla której na głowie stają setki osób, jest w tym filmie maksymalnie zmarginalizowana. Dziecko wypowiada w tym filmie dosłownie kilka wyrazów. Ochrona jej niewinności i bezpieczeństwa jest tak naprawdę pretekstem do tego, żeby dorośli otaczający ją mogli wykazać się dojrzałością moralną i emocjonalną. Jest symbolem czystości i niewinności oraz przedmiotem pożądania, w różnym tego słowa znaczeniu.

No właśnie, przedmiotem. Nawet w tym niby cywilizowanym kraju, w Stanach Zjednoczonych, gdzie rygorystycznie przestrzega się praw dziecka a państwo chętnie ogranicza prawa rodzicielskie, dziecko nie jest podmiotem działań. Według dorosłych, za czteroletnie dziecko należy podejmować wszelkie decyzje, żeby chronić je przed złymi wpływami. Nie pozwala mu się na popełnianie błędów, bo dziecko to przecież absolutna niewinność, a ona nie może myśleć, może być tylko zraniona i zbezczeszczona. Może być jednak obrazkiem, który ludzie wieszają sobie na ścianie i w jego imię sami popełniają z upodobaniem horrendalne głupstwa. Jednocześnie wyeksponowano tu postawę najbardziej karygodną – egocentryzm oraz egoizm sycony niskim poczuciem wartości. Każdy chciałby dla małej Amandy „jak najlepiej”, a jednak wszyscy zapominają, że w tym wypadku należałoby się jej spytać o zdanie…

Czy warto obejrzeć ten film? Myślę, że dla nikogo z was nie będzie to stracony czas. A ja poczekam na jakiś następny film pana Afflecka, bo po drugiej stronie kamery o wiele bardziej przypadł mi do gustu.

Komentarze


Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Zaciekawiłaś mnie, dzięki za cynk.
21-09-2008 00:20
Marigold
   
Ocena:
0
Nie podobał Ci się Casey Affleck? Naprawdę?? :) Mnie bardzo w tym filmie, mój absolutny faworyt oskarowy to był, z czystej sympatii i dla niego, i dla tego, jak zagrał tę postać. A film bardzo dobry, ciągle planuję sobie zanabyć na dvd i jakoś nie tanieje :)
21-09-2008 04:22
Siman
   
Ocena:
0
Muszę obejrzeć.
21-09-2008 17:07

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.