» Blog » Dziecko smyczą stoi...
09-10-2008 14:58

Dziecko smyczą stoi...

W działach: Lonkostyle | Odsłony: 44

Dziecko smyczą stoi...

*zdjęcie z http://shle.blogspot.com/2008/04/oh-my-gosh.html**

 

Zaciekawiona rozmową o dziecku na smyczy, postanowiłam sprawdzić, czy nie jest tu przypadkiem mowa o tzw. szelkach dla dziecka. Nie miałam okazji ich wypróbować, bo stosuje się je raczej u potomstwa bardziej ruchliwego niz Lonka w celu przymocowania do środka transportu (czyli wózka, w żadnym wypadku samochodu osobowego, a już na pewno nie do ciężarówki). Wiem też, że jest to bardzo przydatne również w przypadku mniej uważnych "dreptusiów", czyli maluchów, które rozpoczęły naukę chodzenia (ang. toddler). Zakłada się je zawsze na ubranko, żeby nie poobcierać maluchowi skóry i można przytrzymać upadajace dziecko w bezpiecznym dla jego kręgosłupka miejscu - między łopatkami. My jednak, Lonkostarzy, jako przykładowi rodzice zdecydowaliśmy, że wolimy pojechac na pogotowie i zaszyć jej rozcięty nos, niż zakładać jej szelki i chronić przed uszkodzeniami ciała - według nas w ten sposób nigdy nie nauczyłaby się omijać drzew, ludzi oraz innych przeszkód w terenie. Poza tym, nasza Lonka była pojętnym maleństwem i nigdy nie uderzyła się dwa razy w ten sam koniec stołu.

 

Wydaje mi się jednak, że pana Ciekawostkę poniosło. Coraz częściej słyszy się głosy krytyki na rodziców - a to ktoś bezczelnie karmi dziecko piersią na przystanku, a to je przewija w publicznej ubikacji, a to znowu pozwala mu się położyć na podłodze w sklepie lub nawet - płakać na ulicy. Dziecko to też człowiek - ma swoje uczucia i okazuje je najlepiej, jak potrafi. Będzie ironizować i milczeć wymownie jedynie po długotrwałej tresurze, zajmującej czasami wiele lat.

 

Osoby krytykujące zapominają też o podstawowej zasadzie - rodzic zawsze ma rację. Przynajmniej dla osób postronnych. Przecież to on wie dlaczego dzieciak drze się wniebogłosy lub rzuca się na ziemię. Jeżeli postanawia zignorować ten fakt, to widocznie wie co robi. Szczególnie jeżeli ma to jakiś związek z nadwyrężaniem domowego budżetu.

 

Co do karmienia i przewijania - jak trzeba, to trzeba i nie ma zmiłuj. Kilkutygodniowe niemowlę ma was - współpasażerów - głęboko gdzieś, ono chce się po prostu nachapać i wasze wrażenia estetyczne to wasz pieprzony interes.  Przyznam szczerze, chciałabym mieć tak zdrowe podejście do otoczenia, jakie prezentują niemowlęta.

 

Wracając do smyczy - niektóre dzieci po prostu chcą spróbowac, czy autobus faktycznie rozgniata ludzi na płasko i czy da się wtedy kogoś nadmuchać z powrotem. Nerwica rodzica, który odczuwa lęk przed samą myślą, że dziecko może się od niego oddalić na więcej niż 2 (słownie: dwa) kroki nie ma z tym nic wspólnego. Szczerze mówiąc, matki martwiące się od dziecko biegające poza domem to jakiś mit. Nie ma nic wspólnego ani z wyżej wspomnianymi smyczami, ani usługą "gdzie jesteś" dostępną w większości sieci komórkowych.

 

A więc podsumowując - szelki i smycz dla dziecka faktycznie są tym, czym mi się wydawały. I zastanawiam się, kiedy wreszcie zaczną dołączać do zestawu kaganiec. Nie, wcale nie dlatego, że dzieci rzucają się na zwierzęta domowe i gryzą je boleśnie. Raczej dlatego, że potrafią pakować do buzi obsikane przez psy kamyki, oblizują czasami ptasie odchody lub jedzą piasek. Sami wiecie jak to jest... tresura wymaga poświęceń.

 

(A tak na marginesie - na allegro chodzą takie smyczki za niecałe 30 zł.)

 

Komentarze


senmara
   
Ocena:
+3
Kiedyś były smycze do spacerówek, takie osobno doczepiane. Moja mama uważała, ze to koszmarne uwiązanie dziecka i że dzieciakowi moze się cos stać itd.

Dziś wszyskie moje dzieciate koleżanki mają wózki z szelkami w standardzie. No bo każdy z nas wyobrazi sobie mnóstwo sytuacji, w których dzieciak może wypaść na bruk, od zjechania z wysokiego chodnika do gwałtownego hamowania autobusu.

A mi się to strasznie kojarzy z faktem, ze kiedyś można było jeździć bez pasów, teraz pasy są obowiązkowe nawet na tylnich siedzeniach :)
09-10-2008 15:51
Gerard Heime
   
Ocena:
+2
Widziałem na ulicy, w praktyce, coś takiego. Smycz, ku mojemu zdziwieniu, bardzo podobna do automatycznych smyczy dla psów. Dziecko, jak teaver słusznie wydedukowała, na szelkach.

Z obserwacji moich wynika, że całkiem przydatne dla matki w autobusie - łatwo uchronić dziecko przed wywrotką, a wiadomo jak polskie autobusy jeżdżą.

Problem, jak mi się wydaje, leży w nadużywaniu gadżetu przez mamuśkę. Dziecko miało problem z oddaleniem się 2-3 metry od niej. Mama blokowała smycz i stanowczo (acz względnie ostrożnie) przyciągała dziecko do siebie.

Jasne, rozumiem argumenty "za" takim rozwiązaniem. Ruchliwa ulica (plac Konstytucji), sporo ludzi, dziecka trudno upilnować. Co więcej, mam wrażenie, że taka smycz gwarantuje maluchowi większą swobodę poruszania się (i nauki życia przez, nierzadko urazowy, kontakt z otoczeniem) niż kurczowe trzymanie za łapkę, co wiele mamuś zwykło praktykować. Słyszałem nawet o jednym przypadku wyrwania ze stawu barkowego ręki takiego malucha, a tu szelki mają zdecydowaną przewagę.

Dodam jeszcze, że pracuję w centrum handlowym (niekiedy 11 godzin dziennie) i miałem okazję obserwować wiele dziecięcych zachowań. Niektóre bachory chciało się zastrzelić na miejscu, inne - aniołki - porwać i wychować jako własne.
Niemniej jednak, jeśli chodzi o krytykę, mam jedno zasadnicze "ale". Owszem, rodzic wie lepiej, dziecko ma swoje prawa - ale póki dziecko nie zdaje sobie sprawy z obowiązków jakie na nim ciążą, rodzic powinien odpowiadać za nie. A bardzo często rodzice tego nie robią. Nie potrafiłbym policzyć, ile razy widziałem następującą sytuację: dzieciak coś strąci, przewróci, przestawi - a rodzić nawet się nie przejmie (albo rzuci nic nie znaczące "odłóż to, Maciusiu"). I tyle go widzieli. Kurcze, pomagam nosić wózki, zabawiam dzieciaki, doradzam rodzicom książki dziecięce, jestem wyrozumiały wobec wybryków ich maleństw - ale tylko, jeśli rodzice ze swojej strony wykazują te minimum współpracy i dobrej woli.

Również patologiczne zachowania, tak drażniące obserwatorów, których sam byłem świadkiem (rzucanie się na ziemię z pięściami w celu wymuszenia jakiejś rzeczy; bicie rodzica pięściami i wrzeszczenie na niego) są moim zdaniem wynikiem błędnego wychowania. Tak naprawdę wina nie leży w sytuacji, którą obserwujemy (choć podejrzewam, że są wyjątki), a w tym, jak wcześniej rodzic wychowywał dziecko.

Przyznam szczerze, chciałabym mieć tak zdrowe podejście do otoczenia, jakie prezentują niemowlęta.
Fanka Nietzschego się znalazła :P

Co do karmienia i przewijania
To akurat potrafię wpełni wybaczyć. Karmienie w miejscach publicznych mnie absolutnie nie rusza, przewijanie - cóż, wolę by dzieciak miał czystą pieluchę, niż roznosił fetorek na cały autobus :-)

PS. Generalnie nie lubię dzieci. To znaczy lubię te grzeczne, miłe i sympatyczne, ale odnoszę wrażenie, że te są w mniejszości :P Niemniej jednak liczę, że poznam kiedyś lonkę i ta jeszcze wyżej podniesie poprzeczkę wobec innych smyków :)
09-10-2008 18:58
teaver
   
Ocena:
0
@Sen - zgadza się; teraz standard to pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa - jak w F1. ;) Ale to naprawdę jest potrzebne. Co do smyczy - nigdy jej nie używaliśmy. Może dlatego, że nie musieliśmy i nie mieliśmy okazji docenić w pełni jej zalet. Moja osobista opinia - to brak zaufania wobec dziecka i nie rokuje zbyt dobrze na przyszłość. Ale rozumiem, że są mniej i bardziej ruchliwe maluchy.

@Gerard Heime - no wiesz, trochę zdrowego egoizmu w życiu nie zaszkodzi. ;)

Również patologiczne zachowania, tak drażniące obserwatorów (...) są moim zdaniem wynikiem błędnego wychowania.

To co wymieniasz to w przypadku dziecka do trzech lat nie jest patologią. :D Wiem, wiem, ciężko w to uwierzyć i pewnie część z czytających stwierdzi że jestem wyrodną, zbyt pobłażliwą matką. Jednak zachowanie takiego dziecka wynika raczej z jego niedojrzałości emocjonalnej i wybuchowego charakteru, który można z czasem opanować bez uciekania się do dotkliwych kar. Trzeba jedynie odrobiny konsekwencji i wiele zrozumienia dla wysiłku, jaki dziecko musi włożyć w opanowanie swoich negatywnych uczuć. Poza tym, rodzic wcale nie musi bić dziecka, żeby umiało ono komuś porządnie przysolić. Wystarczy popatrzyć co półroczne niemowlę potrafi robić ze swoimi zabawkami... Choć zgadzam się też z poglądem, że dzieci to barometr rodziny - reagują na najmniejsze wahania emocji.

Ogólnie jestem zdania, że nie ma złych i dobrych dzieci. Są tylko źli i dobrzy rodzice. A może dokładniej - rodzice, którzy są świadomi granic i tacy, którzy je olewają. Bo to nie problem być konsekwentnym. Problem, to przesadzić w jedną stronę (karcąc na każdym kroku) lub w drugą stronę (pozwalając dzieciakowi na wszystko). Trzeba umieć jakoś to wypośrodkować, choć jest to cholernie trudne i nie raz zdarzyło mi się na tym polec. Ale po to jest życie, żeby to naprawić i nie popełniać tego błędu więcej. :)

p.s.
Lonka jest absolutnie czarująca na żywo. :) Tak naprawdę to pogodne i bardzo wesołe dziecko. Jeżeli robi smutną minkę i grymasi, to dlatego żebyśmy mieli koło kogo poskakać. ;)
10-10-2008 16:56
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Do trzech może nie. Akurat znacznie częściej widuję takie zachowanie u dzieci (na oko) 4-6 letnich.
Mniejsze szkraby statystycznie zachowują się spokojniej. Może to księgarnia tak na nie działa, albo nudne zakupy z rodzicami? ;-)

Co do reszty - zgadzam się, zwłaszcza ze stwierdzeniem, że " nie ma złych i dobrych dzieci. Są tylko źli i dobrzy rodzice." - a przynajmniej na pewnym etapie. Mimo wszystko trzeba pamiętać, że dziecko dorasta i nabiera coraz większej samodzielności, a z samodzielnością idzie w parze odpowiedzialność (nie mówię tu oczywiście o dziecku 2-3 letnim).
10-10-2008 18:29
teaver
   
Ocena:
0
4-6 latek i taki bunt? Ojej... no to już niepokojące, masz rację.

A co do odpowiedzialności to z naszych doświadczeń zasada jest jedna - stosownie do wieku. Dziecko, które ma półtora roku może być odpowiedzialne tylko za zapięcie swoich bucików i mycie rączek oraz trzymanie się rodzica za rękę na spacerze, ale trzylatek ma już całkiem sporo obowiązków - ubieranie i rozbieranie się, ściąganie butów, higiena osobista, samodzielne korzystanie z łazienki, sprzątanie po zabawie. Może brzmi to okropnie, ale jeżeli ktoś się tego nie nauczy w wieku 3 lat, to potem już jest kiepsko.

U nas leży i kwiczy sprzątnie zabawek. Po prostu w domu, gdzie jest dwoje dorosłych i jedno dziecko zawsze ktoś coś weźmie i pozbiera za Lonkę. :P Pracujemy jednak, pracujemy nad tym. :D
10-10-2008 20:14
~Nesquik

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A ja nie lubię małych dzieci i zazwyczaj nie przepadam za ich rodzicami. Pracuję "w mieście", dużo się po nim poruszam piechotą czy innymi środkami transportu i nie raz, nie dwa lecz od cholery widziałem sytuację, kiedy mama z dzieckiem w wózku albo bez wózka tarasuje cały chodnik i obrzuca mnie wściekłym wzrokiem jak zamiast wyminąć ją ulicą, grzecznie przepraszam i w ten sposób sugeruję, aby jednak przesunąć wózek tarasujący całą szerokość. Mamy są wściekłe kiedy w pociągu zwracam im uwagę, że w sąsiednim wagonie jest specjalny przedział dla matki z dzieckiem i naprawdę nie muszą przy 6 pozostałych pasażerach w przedziale, wymieniać im brudnej, niekoniecznie atrakcyjnie pachnącej pieluszki. Patrzą krzywo wtedy, kiedy wcale nie mam ochoty w autobusie zachowywać się jak podstarzała ciocia wobec śliniącego się na mój plecak dziecka. Siedzą murem niewzruszenie na wykładzie, bądź filmie, podczas gdy ich dziecko przez 15 minut odstawia syrenę alarmową rozpraszając nie tylko pozostałych uczestników, ale też prowadzącego. Puszczają gdzieś dziecko "luzem" i zagadują się z koleżanką licząc chyba na to, że odpowiedzialność za właśnie włażące na ulicę/wysokie stopnie/etc. przejmie dowolna widząca je niespokrewniona osoba...
Gorzkie to słowa, ale wszystkie te sytuacje widziałem i niestety refleksja jeszcze bardziej gorzka: duża grupa matek nie jest gotowa ni wystarczająco dojrzała żeby mieć dziecko. Gdyby były gotowe, takich sytuacji by nie było. I nie dość, że nie są, to jeszcze wszystko co złe spada na tych, co mają odwagę zwrócić im uwagę, bo przecież one są matkami, co nie? I z tej racji wszystko im wolno...

Pozdrowienia dla Lonki. :)
22-10-2008 14:50
~Agnieszka

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
jest jeszcze jeden punkt wyobrazcie sobie ze idziecie na spacer z blizniakaki dajmy na t 2 latka oboje rozbiegani strasznie a trzeba rzejsc przez ulice a teraz tak........ matka sama 2 dzieci kazde biegnie w inna strone i a ty tylko myslisz za które zlapac.... te smycze sa naprawde przydatne w takich sytuacjach, uwierzcie
19-05-2010 13:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.