» Blog » Christmas fever
19-12-2006 21:05

Christmas fever

W działach: marudzenie | Odsłony: 1

Christmas fever
Co roku, przed Bożym Narodzeniem, ludzie wpadają w istny szał zakupowy i ustawiają się w długich kolejkach. Tłumaczę sobie, że to nieodłączny element świątecznego krajobrazu, taki niepożądany efekt uboczny świętowania. Jak zima to i katar, a jak kulig to zapalenie krtani- tak mamy też przygotowania świąteczne i kilometrowe kolejki. Te kolejki obowiązują właściwie wszędzie, bo jak świętować to już na całego- w supermarkecie, w aptece, w sklepie obuwniczym i na stacji benzynowej, w piekarni, w ciastkarni, w księgarni, na przystanku autobusowym- wszędzie! Bo ludzka wyobraźnia nie zna granic.

Byłoby to całkiem przyjemne doświadczenie, gdybym lubiła robić zakupy. Ale ja tego nie cierpię. I jakby tego było mało, w dużym tłumie zawsze wychodzi moja klaustrofobia. Warczę na starsze panie- „dlaczego pani jeździ po mnie wózkiem?!”, na słowo „przepraszam” odpowiadam „no, ja myślę” i duszę wzrokiem wyjące z nudów dzieciaki. Jedyną kojącą myślą jest wyjazd z Warszawy. Stoję w kolejce i wyobrażam sobie jak grzeję nogi przed kominkiem z moim ulubionym kubkiem parującej herbaty w rękach i przypatruję się skwierczącym się na palenisku głowom moich najbardziej obładowanych współstaczy. Zazwyczaj w momencie, w którym widzę jak ich oczy trzaskają od gorąca, ktoś wjeżdża na mnie wózkiem. Dziś musiałam wystać swoje w Elei, gdzie nawet takie umilanie sobie czasu było nie do wykonania.

Zakupy zrobiłam w ciągu 6 minut a resztę mojej wyprawy odstałam w długaśnym ogonku. I niestety, nie było kiedy pomedytować- cały czas musiałam pilnować swojej kolejki do kasy, bo dookoła kręciło się pełno zdezorientowanych ludzi próbujących wepchnąć się w kolejkę w jej dowolnym miejscu. Prawdę mówiąc, sama szukając końca jakiegokolwiek ogonka czułam się jak ankieter Pentoru.
- Przepraszam, do której kasy ta kolejka?
- A gdzie to się kończy?
- Przepraszam, pani jest ostatnia?
Wreszcie wylądowałam na końcu jakiegoś ogonka do kasy a zaraz za mną miła para w średnim wieku. Kilka rayz pomagali mi odpierać ataki ze strony zdesperowanych klientów, chcących skrócić sobie oczekiwanie do minimum i wpychając się do kolejki mniej więcej w połowie jej długości. Ściskając w ramionach kilka niezbędnych produktów- bo koszyka nie udało mi się już zdobyć- cierpliwie czekałam kiedy tylko będę mogła położyć zakupy na taśmie, bo czułam, że zaraz odpadną mi ręce. Rozglądać się za bardzo nie chciałam, bo tłum działał na mnie przytłaczająco, na szczęście państwo za mną byli na tyle taktowni, że nie wjeżdżali na mnie wózkiem ani nie dyszeli mi na kark (nie pociągali również hałaśliwie nosami i nie śmierdzieli tytoniem). Jednak nie ma tak dobrze- wszystko przewróciło mi się w żołądku, kiedy zaczęłam układać swoje towary na taśmie- nagle jeden z pakunków należący do pana przede mną podskoczył! Pan za mną powiedział do żony:
- O, zobacz! Żywy karp, w tej ostatniej reklamówce.
Ostrożnie, żeby nie zahaczyć żadnym ze swoich produktów biednego karpia, położyłam wszystko na taśmie i nie odrywałam oczu od reklamówki z kodem kreskowym i napisem: KARP ZYWY. Popatrzyłam na właściciela nieszczęsnej ryby- stał jakby to nie w jego reklamówce dusiło się coś ZYWEGO. Wreszcie pan zapłacił, spakował się szybko i przyszła kolej na mnie. Jakiś pan w średnim wieku stał przy kasie i w momencie, kiedy zaczęły wyjeżdżać moje produkty zaczął je dla mnie pakować. Nauczona, że przy okazji świąt to czasami zwykła praktyka różnych organizacji, zaoferowałam mu drobne, które wydała mi kasjerka. Wtedy usłyszałam znajomy głos:
- Ale ja na nic nie zbieram, ja pani pomagam, żeby było szybciej z naszymi zakupami.
To był pan, który, razem z żoną, cały czas stał za mną w kolejce. Przeklinając w duchu moje klaustrofobiczne klapki na oczach, roześmiałam się, zabrałam swoje zakupy, żeby im jak najszybciej zrobić miejsce i podziękowałam mu serdecznie, upewniając się jeszcze, że na pewno nie chciałby zapłaty za swoją pomoc. W końcu rzadko się zdarza, żeby ktoś tak mnie tak szybko i porządnie spakował. Harcerze mogliby się od niego uczyć!
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Wojteq
   
Ocena:
0
Może coś w tych (podobno przeznaczonych do zniesienia!) świętach jest. Sam byłem świadkiem sytuacji, gdy pani w średnim wieku z dzieckiem w charakterystycznym nosidełku na piersiach i do tego plecakiem z tyłu, raźno paradowała po hali pewnego hipermarketu. Idąc chwilę za nią, zauważyłem zadziwiający widok: kieszonka z tyłu plecaczka była otwarta, a z niej pokornie wygladał pliczek banknotów 50-cio złotowych. Raj dla kieszonkowca, zwłaszcza w takim tłumie... Już miałem podejść i zwrócić jej uwagę, ale uprzedził mnie... dresiarz! Taki archetypiczny przykład półgłówka w sportowym ubraniu (paski, czapeczki, ortaliony itp.). Zaprawdę, cuda się zdarzają.

BTW: nie osądzam ludzi po ubiorze, żeby nie było jakiegoś flejmu. :-)

Rozumiem Twoje zniechęcenie jak i zdziwienie, teaver.
20-12-2006 08:51
senmara
    Też nie znoszę zakupów!
Ocena:
0
Oto dlaczego sfera mojego buszowania zakupowego ogranicza się do netu i marketu obok domu. Wczoraj co prawda zostałam wygoniona do supermarketu, ale na szczęście ludzie albo już zdążyli wydać kase w ubiegły weekend, albo szykują się na sobotni szturm. Było pusto i panika ogarneła mnie tylko na chwilę przy stoisku z bombkami. Ale wielkie zakupy mam już za sobą.
20-12-2006 09:15
Qball
   
Ocena:
0
Ja również nie cierpię zakupów, tak zwykłych jak i świątecznych. Moje zakupy ograniczają się do tego że kiedy wiem co mam kupić idę do sklepu ito kupuję - bez żadnych fanaberii. Po prostu dłuższy niż pięciominutowy pobyt w sklepie połączony z zastanawianiem się co kupić powoduje u mnie zachowania agresywne (warczenie, klnięcie, sarkanie, złowróżbne spojrzenia na innych itp.). Nie cierpięrobić zakupów z moją kobietą, to po prostu katorga i nie rozumiem jak można zastanawiać się 5 minut nad zakupem czegoś tak trywialnego jak skarpetki:)
20-12-2006 19:11
teaver
    Oh dear...
Ocena:
0
... I'm not alone! :D
20-12-2006 20:25

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.