Ażeby cię rozjechało!
W działach: marudzenie | Odsłony: 1Nie znam lepszego sposobu na samobójstwo niż przejażdżka rowerem po Warszawie. I nie mam tu wcale na myśli centrum - nie, nie! Mam na myśli Sadybę i Służew, bo akrat dziś rano stwierdziałam, że przejadę się rowerem do pracy. Trochę mi się nie chcialo, ale złajałam się za lenistwo i posadziłam cztery litery na siodełko.
Kiedy jechałam rano, było jeszcze pustawo i całkiem przyjemnie. Tylko przystanki autobusowe były ciężkie do ominięcia dla kogoś, kto ma opory przed rozjeżdżaniem ludzi. Ale dla mnie to nie nowość - już nie raz zdarzyło mi się przesuwać z mojej drogi kogoś, kto tarasował przejazd lub próbował przejść po wózku z Lonką. Jadąc w stonę Służewia natrafiłam na jedną tylko parę przechodniów tarasujących cały chodnik. Szli sobie w odległości około 0,5 metra, może mniej, pani z przodu po prawej, prowadząc wózek dziecięcy, pan za nią po lewej. Ani ominąć, ani przeskoczyć, ani wystraszyć. Przejechałabym po nich, ale szkoda mi było roweru Łukasza, więc zdarłam gardło zanim do nich dotarło.
Zrezygnowałam z wjazdu na ulicę po tym, jak pani w Lanosie chciała mnie przejechać na pasach - chciała skręcić, rozumiem - ale dlaczego chciała to zrobić przejeżdżając po mnie? Poza tym, dziury na jezdni nie wyglądają zbyt zachęcająco. Następna para nieodpowiedzialnych użyszkodników chodnika trafiła mi się przy Żwirki i Wigury, ale bezczelnie stratowałam trawnik i pojechałam dalej.
Jednak największe przegięcia zdarzają się kiedy już wszyscy wytoczą się z domów. Najpierw pan w autobusie linii 301, którym chciałam podjechać do Odyńca, zamknął mi drzwi przed nosem a potem pani z wózkiem dziecięcym przy al. Lotników przyprawiła mnie o nagły ból w mostku (i nie tylko). Mając wybór - wjechać na wyboje, do rowu głębokiego na 2,5 metra czy przejechać po niej, naiwnie wybrałam wyboje. Oczywiście, kiedy zwróciłam jej uwagę, że mogłaby się trzymać prawej strony chodnika, bo nie można jej ominąć to z wielką pretensją w głosie oznajmiła mi, że chodnik jest dla niej a dla mnie jezdnia. Well, thanks a lot, ale nie skorzystam. Wolę żyć. Następnym razem po prostu po niej przejadę. Może zapamięta, że nawet po chodniku trzeba umieć się poruszać i że nikt nie będzie za nią dbał o jej bezpieczeństwo.
To, co mnie uderzyło pokrywa się w zasadzie z innymi moimi spostrzeżeniami - ludzie uwielbiają ryzyko! A im są starsi tym więcej adrenaliny im potrzeba. Największym przegięciem i absurdem jaki widziałam to starsza pani poruszająca się przy pomocy balkonika na drodze rowerowej. Może nikt jej nie wytłumaczył, że kolory na chodnikach nie są po to, żeby było ładniej? Pewnie warto by też było zamieścić gdzieś jakąś informację pisemną, bo znaki drogowe nie przemawiają ludziom do rozsądku. A wydają się być takie jednoznaczne...
No, w każdym bądź razie dziś już wyczerpałam swoją dzienną dawkę adrenaliny. Może mi nawet do czwartku wystarczy...?