Zaczynać wciąż od nowa.
W działach: marudzenie | Odsłony: 1Persen. Tabletki powlekane (Valerianae radix extr., Melissae folium extr., Menthae herba extr.).
Nie brzmi to jakoś specjalnie przerażająco, prawda? Sama już nie wiem czym się tak denerwowałam. Czy wykrztuszenie z siebie tych dwóch słów - persen, poproszę - było końcem świata. Hm... w pewnym sensie tak. No, w każdym bądź razie potrzebowałam pretekstu, żeby iść do apteki - Lonce należy zaaplikować tran. Żebym nie musiała wybierać się specjalnie, zrobiłam zakupy w aptece, która znajduje się po drodze z pracy do żłobka.
Wchodzę. Apteka jest nowa, kolorowa jak choinka bożonarodzeniowa, witryny są obwieszone reklamami specyfików pomagających w zwalczaniu cellulitu, zmarszczek, przeziębienia i grypy. Zdjęcia ukazją artystycznie sfotografowane i umiejętnie przekształcone twarze, pupy i zakatarzone nosy. Jasne słońce odbija się w szybach kontuaru, dzięki czemu pudełka z witaminą C świecą się niczym neonowe cytryny. Obok pudełka z witaminami w kolorach psychodelicznej tęczy- dla dorosłych, dzieci, osób starszych, w syropach, cukierkach, tabletkach, w proszku.
Do okienka podchodzi farmaceutka. Uśmiecham się i proszę o tran dla dziecka poniżej trzeciego roku życia. Wybieramy smakowy.
- Coś jeszcze? - pada.
- Tak, persen poproszę.
- Zwykły czy forte?...
Ding-dong! Mamy zaszczyt poinformować, że okres samodzielnego rozwiązywania problemów życiowych został właśnie zakończony z powodów występującego poczucia przygnębienia, zbytniego napięcia mieśni i przemęczenia organizmu. Pomoc farmakologiczna ułatwi Twoje życie i stanie się cudownym uzupełnieniem Twojej psyche. Należy zapoznać się z właściwościami leku przed zastosowaniem. Miłego życia!
- ... Zwykły, poproszę.
I w ten oto sposób stałam się nowym człowiekiem. Zawsze jednak wyznawałam zasadę, że lepiej jest zapobiegać, niż sprzątać po sobie bałagan. Rozumiecie, krew ciężko się zmywa. Po drodze zażywam więc jedną tabletkę. Zanim dojadę do żłobka, pewnie zacznie działać. Mam tylko nadzieję, że nie będę po nim senna.
Dzwonię domofonem i wchodzę na piętro, gdzie jest grupa Lonki. Już od schodów słyszę jej płacz - marudny, pełen pretensji do całego świata. Pewnie ściągnęli ją z łóżka i teraz ubierają na wpół-śpiąco. Wchodzę do przebieralni, otwieram szafkę Lonki i wyjmuję jej zieloną kurtkę, różowe buty, brązową czapeczkę z wełny.
Czekam. Płacz jest coraz bliżej. Klękam naprzeciwko drzwi, a zaraz potem one uchylają się i staje w nich... zapłakana Lonka! Uśmiecham się i pytam:
- Cześć! Jak się dzisiaj bawiłaś?
- Mama, mama, mama....
- Nie za bardzo? Oj, no cóż. Może mamie uda się poprawić humor małej Lonki. Mam dla ciebie coś, co lubisz...
- Mniam, mniam ...
- Tak, mniam. Usiądź sobie tutaj, przebierzemy buciki ...
Psst! Czy czujesz ten zdwojony przypływ uczuć opiekuńczych? Masz tę odprężającą świadomość, że kontrolujesz złość i frustrację, która do tej pory pędziła do przodu, porywając cię ze sobą i nie zważając na twoje krzyki przeciągała cię za sobą jak para spłoszonych koni po gościńcu kontaktu i dialogu, w kurzu i w pyle? Jesteś zdolna kontrolować nieświadome spięcie mięsni kapturowych i ból pleców? Wiedz, że to dzięki mnie. Nie sobie. Mnie.
Wolny człowiek to człowiek samotny. Bez uczuć, bez rodziny, bez przyjaciół, bez pracy, bez zobowiązań, bez terminów, bez miejsca o które dba. Wolny człowiek to martwy człowiek. A ja chcę jeszcze trochę pożyć.