12-03-2007 22:15
Wiosno, wiosno!
W działach: marudzenie | Odsłony: 1
No i przyszło wreszcie ożywienie - słońce wylazło zza chmur, niektóre drzewa wypuszczają pierwsze, świeżutkie listeczki a bazie kwitną na potęgę. Teaver też czuje większy przypływ sił witalnych, ale natychmiast zaczęła to wykorzystywać w sposób niezgodny z przenaczeniem.
Wszakże pierwsze ciepłe promienie słońca wiosną powinny być spożytkowane na mycie okien i czytanie książek na parkowej ławce. A tu guzik! Trzeba pisać raporty i programy a w przerwach spacerować małego toddlera Lonką zwanego. A mały toddler jest już niezłym chodziarzem - szczególnie jeżeli chodzi o kałuże. Ostatnio wyschły jednak i spędziłyśmy dziś ponad godzinę na bezowocnych poszukiwaniach onych.
Programy za to wkurzają mię niepomiernie, uznaję to trochę za stratę czasu, ale jak mus to mus. Umowa jednoznacznie to potwierdza. Musem też jest raport postępów, jednak to jestem już w stanie zrozumieć i siedzę nad każdym ile tylko mogę, żeby oddać pełnię obrazu.
No i do tego zaczynają nam się pojawiać jakieś pierwsze zlecenia tłumaczeń i korekt. Ale to takie nieśmiałe jaskółki, o ile można tak powiedzieć. Rozmowy, pertraktacje i targi te traktuję na razie jeszcze jako sondy potrzebne nam do wybadania w jaką lukę rynkową możemy się wepchnąć.
No i proszę - wiosna, człowiek posiedziałby przez chwilę i pogapiłby się przed siebie a tu życie pędzi jak szalone i nie daje ani chwili wytchnienia poganiając mnie batogiem. No i wiosenka mi się marnuje na sprawach przyziemnych. A tak mnie nosi, żeby się gdzieś ruszyć w jaką drogę. Ech, kurcze, trzeba mi było zostać (na)leśnikiem...
Wszakże pierwsze ciepłe promienie słońca wiosną powinny być spożytkowane na mycie okien i czytanie książek na parkowej ławce. A tu guzik! Trzeba pisać raporty i programy a w przerwach spacerować małego toddlera Lonką zwanego. A mały toddler jest już niezłym chodziarzem - szczególnie jeżeli chodzi o kałuże. Ostatnio wyschły jednak i spędziłyśmy dziś ponad godzinę na bezowocnych poszukiwaniach onych.
Programy za to wkurzają mię niepomiernie, uznaję to trochę za stratę czasu, ale jak mus to mus. Umowa jednoznacznie to potwierdza. Musem też jest raport postępów, jednak to jestem już w stanie zrozumieć i siedzę nad każdym ile tylko mogę, żeby oddać pełnię obrazu.
No i do tego zaczynają nam się pojawiać jakieś pierwsze zlecenia tłumaczeń i korekt. Ale to takie nieśmiałe jaskółki, o ile można tak powiedzieć. Rozmowy, pertraktacje i targi te traktuję na razie jeszcze jako sondy potrzebne nam do wybadania w jaką lukę rynkową możemy się wepchnąć.
No i proszę - wiosna, człowiek posiedziałby przez chwilę i pogapiłby się przed siebie a tu życie pędzi jak szalone i nie daje ani chwili wytchnienia poganiając mnie batogiem. No i wiosenka mi się marnuje na sprawach przyziemnych. A tak mnie nosi, żeby się gdzieś ruszyć w jaką drogę. Ech, kurcze, trzeba mi było zostać (na)leśnikiem...