28-12-2006 21:45
Wanted!
W działach: marudzenie, święta | Odsłony: 2
Wrócona cudem na Warszawy brudne ziemie zaczynam już Nowy Rok. Odetchnęłam trochę z okazji świąt - o ile można odetchnąć przy robieniu około 400 uszek, 200 pierogów z kapusty, 200 pierogów ruskich, 4 placków i innych pyszności- i zabieram się z nową energią do swoich zajęć. Mimo wszystko Boże Narodzenie traktuję trochę jak Nowy Rok, bo nie każdy Sylwester pamiętam dokładnie i ciężko mi czasami powiedzieć, czy się coś zmieniło tego roku na lepsze. A w Wigilię jednak człowiek bardziej trzeźwo patrzy na świat...
A wszystko dzięki temu, że moja rodzina mnie zawsze pozytywnie nakręca. Dopóki z nimi mieszkałam nie miałam się czasu po tyłku poskrobać i dlatego teraz, kiedy muszę zwolnić tempo do niemowlęcego, czuję się jak stary kapeć. Więc lubię do nich jechać, wkręcać się w cały ten wir przygotowań, odwiedzin i wspólnej pracy.
Moi rodzice prowadzą mały sklepik z kwiatami i zniczami, więc mieli otwarte nawet w Wigilię- do rozsądnej godziny 14:00, oczywiście, bo wiele osób trzyma się w naszej mieścinie tradycji i zapala tego dnia znicze na grobach najbliższych.
Zgodnie z innym starym zwyczajem- kobiety tego dnia z domu nie wychodzą, bo jak taką kto spotka w wigilijny poranek to cały rok ma przechlapane. Dlatego to nasi panowie stali za ladą i składali życzenia świąteczne innym panom, którzy przyszli po znicze i zrobione przez mamę świąteczne stroiki. To jeden z bardziej sensownych zakazów- pozwala kobiecie zostać w domu cały dzień i rozplanować sobie przygotowania do Wigilii a inne sprawy niech mężczyźni tego dnia już załatwiają. W końcu- nie ma większej przyjemności niż plotkowanie o rodzince w Wigilijny poranek, w chmarach palącego się sernika i smażonej kapusty oraz przy akompaniamencie syczącego palnika zalewanego wodą kipiącą z pierogów i Ilonki pracowicie obijającej kaloryfer tłuczkiem do mięsa.
No i niech ktoś mi powie, że stare tradycje świąteczne są bezsensowne i nie mają zastosowania w dzisiejszych czasach... :D
A wszystko dzięki temu, że moja rodzina mnie zawsze pozytywnie nakręca. Dopóki z nimi mieszkałam nie miałam się czasu po tyłku poskrobać i dlatego teraz, kiedy muszę zwolnić tempo do niemowlęcego, czuję się jak stary kapeć. Więc lubię do nich jechać, wkręcać się w cały ten wir przygotowań, odwiedzin i wspólnej pracy.
Moi rodzice prowadzą mały sklepik z kwiatami i zniczami, więc mieli otwarte nawet w Wigilię- do rozsądnej godziny 14:00, oczywiście, bo wiele osób trzyma się w naszej mieścinie tradycji i zapala tego dnia znicze na grobach najbliższych.
Zgodnie z innym starym zwyczajem- kobiety tego dnia z domu nie wychodzą, bo jak taką kto spotka w wigilijny poranek to cały rok ma przechlapane. Dlatego to nasi panowie stali za ladą i składali życzenia świąteczne innym panom, którzy przyszli po znicze i zrobione przez mamę świąteczne stroiki. To jeden z bardziej sensownych zakazów- pozwala kobiecie zostać w domu cały dzień i rozplanować sobie przygotowania do Wigilii a inne sprawy niech mężczyźni tego dnia już załatwiają. W końcu- nie ma większej przyjemności niż plotkowanie o rodzince w Wigilijny poranek, w chmarach palącego się sernika i smażonej kapusty oraz przy akompaniamencie syczącego palnika zalewanego wodą kipiącą z pierogów i Ilonki pracowicie obijającej kaloryfer tłuczkiem do mięsa.
No i niech ktoś mi powie, że stare tradycje świąteczne są bezsensowne i nie mają zastosowania w dzisiejszych czasach... :D