» Blog » O dzieciach po ludzku.
11-01-2009 23:26

O dzieciach po ludzku.

W działach: Lonkostyle, radosna Lonkotfurczość | Odsłony: 3

O dzieciach po ludzku.
Dziecko to mały człowiek. Rodzi się co prawda taki mało ludzki – dłonie i stopy długości kilku centymetrów, dziwne proporcje ciała, nie mówi, nie chodzi – ale niewątpliwie każdy z nas pochodzi „od dziecka”. I jest to o wiele bardziej popularny stan człowieczeństwa niż starość lub dorosłość, na przykład, bo nie każdy ma przecież szansę dożyć późnej starości. A jednak nie traktujemy dzieci jak ludzi. Dzieci traktujemy jak … jak dzieci.

Rozkazujemy im, zabraniamy czegoś, mówimy „to wypluj”, „tamto zostaw”, okazujemy zdumienie, że „tyle rozumieją” albo „tak dobrze mówią” i jesteśmy z nich dumni, zupełnie jakby oni sami nie mogli tego robić za siebie. Oczywiście, dorośli opiekują się dziećmi, ale nie na zasadzie pomocy, tylko obsługi. Taki termin można nawet znaleźć w niektórych poradnikach dla młodych rodziców – „obsługa niemowlęcia”. Koszmar.

Na szczęście dla nas, ludzi dorosłych, dzieci są od nas bardziej inteligentne (podobno niemowlęta moją średnio 180 IQ) i szybko się uczą. W ten sposób mogą uczynić ze swej nieporadności narzędzie manipulacji. Na przykład mała Lonka mówi do nas „Lubię to” albo „Chcę TO” i oczekuje, że służba zareaguje natychmiast. Wciąż jeszcze próbuje pozostać głuchą na naszą suchą interpretację faktu, że coś jest w jej guście i złości się, kiedy cieszymy się, że "to" wzbudza jej ciekawość, bo np. jest zabawką adekwatną do jej wieku, zamiast ją w "to" zaopatrzyć. Jeżeli przedmiot jej zainteresowania jest jednak szczególnie przez nią pożądany, udaje nam się usłyszeć całkiem wyraźne „proszę, podaj mi TO”. Swojego czasu często wymawiała pewną kuriozalną frazę – „Mamo, czy mogę zjeść kawałek mydła?” - której źródła nigdy nie udało mi się zidentyfikować, ale była przykładem na to, że dwulatek potrafi już poprosić o coś, czego mu trzeba.

Wracając do sedna sprawy, czyli człowieczeństwa dzieci, wydaje mi się, że niedoceniamy ich możliwości poznawczych i często widzę, jak maluchy są traktowane bezceremonialnie, jak domowe zwierzęta. Lekarze pytają się rodziców, czy mogą osłuchać pacjenta. Panie w sklepie pytają się ojców, które jabłka zapakować. Mamom zadaje się pytanie, którą bluzeczkę wybierze córka. Bardzo często, chociaż nie zawsze, dzieciom odmawia się zwyklego prawa do wyboru, choćby i koloru zabawki, często tłumacząc to argumentem, że nie one za to płacą.

Dlatego mam wrażenie, że mimo całego hałasu o zaangażowane rodzicielstwo, odcinanie pępowiny jest dla wielu ludzi jedynie czysto fizycznym zabiegiem. A przecież bez codziennego procesu usamodzielniania się dziecka, wypuszczania go na loty próbne i uznania jego naturalnego prawa do błędu - czyli de facto ciągłego odcinania pępowiny psychicznej - na zawsze uwięzimy własnego potomka w naszych głowach. Na początku matka ma prawo myśleć egocentrycznie – dziecko to ja. W końcu oboje korzystają z tego samego ciała, żeby żyć. Jednak od momentu wypełźnięcia na ten świat, dziecko jest odrębnym bytem. Inaczej czuje, widzi, myśli, smakuje, dorasta w zupełnie innych warunkach, a jednak doszukujemy się w nim podobieństw do nas samych i na tej podstawie radośnie generalizujemy „wykapany tata”, „zupełnie jak babcia”.

No i po co to komu? Kasie, Basie, Tomki i Ilonki powinny zostać tym, kim są – słodkimi bobaskami, z tłuszczykiem zwijającym się na przedramionkach w całuśne fałdki. A potem, kiedy nieco dorosną – miłośnikami Spidy’ego, Ruby Gloom, Małych Kucyków lub Tajemniczej Spółki, po czym przeistoczyć się w wystrzałowe nastolatki, z toną żelu na włosach i rozmazanym makijażem nakładanym niewprawną ręką. A wszystko po to, żeby w dorosłym życiu mogły zostać kim zechcą i czuć się przy tym dobrze w swojej własnej skórze. Być może z takim przesłaniem byłoby rodzicom łatwiej znosić głośne „Ja nie chcę!” dwulatka, dziesięć lat później lekceważące „No coś ty…”, a dwadzieścia – „To moje życie”. Jak na razie, dzięki takiemu podejściu jest mi łatwiej z pierwszym etapem. Jak będzie z resztą, mogę się tylko domyślać. Na wszelki wypadek jednak - proszę, trzymajcie za nas kciuki, dobrze? ;)

Komentarze


Siman
   
Ocena:
0
Fajna notka, ale "średnio 180 IQ" to sformułowanie wewnętrznie sprzeczne. Średnią IQ jest ZAWSZE 100, na tym polega to wyliczenie, mierzy inteligencję jednostki w porównaniu do średniej (czyli ogółu). Średnią dostosowuje się też od wieku, dlatego inny test stosuje się dla dwulatka, pięciolatka czy dwudziestolatka. Dlatego średnio niemowlęta mają na bank 100 IQ, jak mądre by nie były. ;)
12-01-2009 02:12
~a.n.

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@tomakon - Nie ma ucieczki od DNA, ale takie hasła pociągają za sobą całą lawinę skojarzeń: jeśli wygląda jak tata, to na pewno ma takie same uzdolnienia jak tata, ogólnie będzie taki sam. Jeśli nie jest - następuje rozczarowanie, dziecko ma przerąbane.
12-01-2009 09:50
Qball
   
Ocena:
0
Śmiem twierdzić że Lonka ma więcej genów mamy, jako że DNA mitochondrialne jest u ssaków przekazywane w zasadzie tylko po linii żeńskiej :P
12-01-2009 13:41
teaver
   
Ocena:
+1
~tomakon - you missed the point. Nie ma czegoś takiego jak "średnie IQ niemowlęcia", bo nie ma na to testow. Jest to przelicznik, jaki współczynnik IQ musiałby mieć dorosły, żeby poradzić sobie w identycznej sytuacji tak dobrze jak niemowlę - bez możliwości mówienia, chodzenia i gestykulacji. Dane wzięłam z jakiejś publikacji internetowej o IQ niemowląt, nie pamiętam już skąd, bo czytałam to ze 2 lata temu.

Ale, jak juz zauważyłam - to nie o tym był ten wpis. I widzę, ze unikanie tego tematu wychodzi nawet w komentarzach. Co do "wykapany tata" - widziałeś kiedyś noworodka na własne oczy? Z całym szacunkiem dla zakochanych w maluszkach mam, ale one sa bardziej podobne do siebie nawzajem, niż do własnych starych...

p.s.
Bezsterowe wychowanie jest metodą, która nie wcale chroni dziecka przed stresem, wręcz przeciwnie. Polecam zasoby internetowe, doszkolenie się i możemy pogadać.
12-01-2009 14:37
15322

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dziecko to mały człowiek. - Lubię takie mocne, konkretne wejścia.

Swoją drogą:duża ta Lonka już ;p
12-01-2009 15:59
~tomakon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
cd.
Jeśli twoim przesłaniem teaver była myśl pt. "słuchaj swojego dziecka" to podpisuję się pod tym

12-01-2009 16:39
lucek
   
Ocena:
+1
teaver, Ty się nie bój, jak sobie bez pępowiny Lonka poradzi. Ty się bój o nas, jak sobie poradzimy bez notek o Lonce. Bój się o siebie, jak sobie poradzisz z nami. I jak sobie bez Lonki poradzisz :-P

l.
12-01-2009 16:44
Wojteq
   
Ocena:
+1
Trzymamy kciuki. Mocno! :)
12-01-2009 17:00
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"jakiejś publikacji internetowej o IQ niemowląt, nie pamiętam już skąd, bo czytałam to ze 2 lata temu."

Na pewno miała na celu poprawić nastroje rodziców :D Żeby pęcznieli z dumy jak im mały szkrab podnosi średnie IQ w ich gospodarstwie domowym :D
12-01-2009 17:01
Joseppe
   
Ocena:
0
O dzieciach po lucku...?
12-01-2009 17:33
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Świetny wpis ;)
12-01-2009 21:17
teaver
   
Ocena:
0
~tomakon, to nie jest forum biologiczne. Wypraszam sobie traktowanie mnie jak materiału genetycznego lub chodzącej probówki. Jestem kobietą, czyli człowiekiem. Wiem, co to DNA i wiem co to dziedzieczenie. Wiem też jednak, że dziecko w żadnym wypadku nie jest moją kopią, klonem, ani żadną niesmiertelnością. Jest SOBĄ i niech sobą zostanie. A samcom, którzy włażą na mój teren i obsikują go bezczelnie własnymi, smrodliwymi teoriami mówię zdecydowane "nie"! Stąd brak większości wpisów twoich... A, i nerim.

@ Józek - poprawiałam, LOL :D Lucek sam sobie w tym temacie poradzi, jak tylko zechce i znajdzie wspólniczkę.

I tak. Już się zastanawiam co będę robić, kiedy Lonka strzeli drzwiami mówiąc, ze wróci po 20. Myślę, że będę grać w jakieś Diablo 4, heheheehe! :D
13-01-2009 14:46
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
- Mamusiu... Zrób kolację...
- Jeszcze tylko jeden levelik kochanie.

13-01-2009 15:15
teaver
   
Ocena:
0
Dlatego już ją uczę jak sobie zrobić jakieś normalne żarcie. :) Wczoraj podgrzałam jej tylko wodę na kaszę, a ona sama ją sobie przygotowała (najbardziej smakują jej te błyskawiczne, bez gotowania). W ten weekend spodobało się jej samodzielne robienie kanapek. Za miesiąc napiszę wam - "Lonka umie robić już dwudaniowe obiady". :D

I dlatego też tak rośnie, jak na drożdżach.
13-01-2009 15:18

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.