» Blog » Nihil Novi, czyli subiektywność terminu “nowość” we współczesnej literaturze fantastycznej.
30-10-2008 15:11

Nihil Novi, czyli subiektywność terminu “nowość” we współczesnej literaturze fantastycznej.

W działach: marudzenie, książki | Odsłony: 3

Nihil Novi, czyli subiektywność terminu “nowość” we współczesnej literaturze fantastycznej.

Luźne rozważania dotyczące natury natręctwa czytelniczego i stęchlizny fabularnej.

Jestem wieloletnim czytelnikiem, nie tylko fantastyki. Jestem maniaczką czytania w ogóle. Czytam pod prysznicem, czytam w kolejkach, czytam w windzie i w metrze, czytam u lekarza, czytam mojej Lonce, czytam sobie i czytam co popadnie – gazety, ostrzeżenia, instrukcje obsługi, ulotki, reklamy, napisy na chodnikach i na murach, ogłoszenia na przystankach, a nawet listy składników. Mam też ulubione miejsca do czytania takich tekstów – uwielbiam czytać przy myciu zębów i przy gotowaniu. W pewnym momencie przestało mi nawet przeszkadzać to, że mimowolnie uczę się tych tekstów na pamięć - szczerze mówiąc przydaje mi się to w pracy tłumacza.

W ten oto sposób można dojść w pewnym momencie do wniosku, że jestem homo lectius. W końcu czytanie jest dla mnie - jak oddychanie czy jedzenie – czynnością fizjologiczną. Nie jestem jednak pewna, czy w ten sposób nie dewaluuje się sama umiejętność czytania. Jest to przecież nic innego jak bezwiedne składanie znaków w wyrazy, a te w pełne zdania. Fakt, pomaga to np. w nauce języków obcych, lub w zdobyciu informacji niezbędnych w codziennym życiu, ale ilu z nas, czytaczy literek, zjada owe teksty ze zrozumieniem?

Poza tym, czytanie w moim przypadku można podzielić na trzy rodzaje – czytanie ze zrozumieniem, czytanie dla przyjemności i czytanie bezwiedne. Około 80% czasu, jaki spędzam dziennie na czytaniu to czytanie bezwiednie, z 15% to czytanie dla przyjemności, a tylko około 5% z mojej puli minut na dzień przeznaczam na czytanie ze zrozumieniem. Jednak nie oznacza to wcale, że jestem tępa jak pewne narzędzie wiadomego użytku. Oznacza to po prostu, że skończyłam już studia i nie mam potrzeby zagłębiać się w specjalistyczne teksty, z których i tak co najmniej połowa ma wątpliwą wartość poznawczą. Ze zrozumieniem czytam teksty, które przygotowuję dla moich słuchaczy i te, które tłumaczę, polecenia do ćwiczeń, instrukcje dla nauczyciela (jeżeli wyposażono mnie akurat w TB), szczególnie interesujące mnie książki lub teksty branżowe i częściowo – prasę. Dlaczego? No cóż, skoro nie mam potrzeby, to nie nadwyrężam mózgu. To taki ludzki odruch sprawiający, że dany egzemplarz człowieka nie marnuje na darmo swojej energii. Uważacie, że to głupie i moje wyjaśnienie was nie przekonuje? Proszę bardzo – spróbujcie przeczytać ze zrozumieniem opis odcinka waszego ulubionego serialu – ciągle macie ochotę go oglądać? No cóż, bądźmy szczerzy - najprawdopodobniej nie czytaliście jednak ze zrozumieniem. W takim razie proponuję zabrać się w ten sam sposób za skład chemiczny pasty do butów – najlepiej waszej ulubionej, pójdzie wam szybciej. I jak, fajnie było? Taa… lista składników to moje ulubione danie fast-read – puste i sycące jak mini-hamburger w pewnej sieci dumnie zwany podwójnym, ale nie ze względu na jego wielkość tylko na fakt, że po 20 sekundach chętnie pożarlibyście drugie tyle.

I w całym tym moim czytaniu coraz częściej potykam się o jedną kwestię – nihil novi, czyli dajcie mi coś nowego, or so help me! Ileż można stołować się w tym samym barze mlecznym, jeżeli jemy tam trzy razy dziennie?? Drugim problemem z jakim borykam się coraz częściej przy tak częstym czytaniu, to bezwiedne czytanie książek. Kiedy już rozpoznam drogę, jaką chce mnie oprowadzić autor opowiadając mi swoją historię, automatycznie włącza mi się autopilot i ciężko mi przejść na ręczne sterowanie. Mówię wam, to najgorsze co mnie do tej pory spotkało, a czytuję intensywnie i regularnie od… <ekem!> wielu lat. Do tego paskudnego nawyku czytania co i gdzie popadnie, dochodzi umiejętność pracy z tekstem, jaką może pochwalić się każdy student filologii, i która też włącza mi się praktycznie automatycznie. Na studiach, gdzie jedne zajęcia nazywają się Czytanie, skimming i scanning to podstawa. Więc uprzedzam – jeżeli chcecie zainwestować w kurs szybkiego czytania a czytacie zazwyczaj dla przyjemności, to zastanówcie się lepiej ze dwa razy zanim poddacie się tej nieodwracalnej tresurze. 

Wracając do kwestii nihil novi – rozumiem, że wszystkiemu winien jest wolny rynek. Wydawcy rzadko chcą inwestować w niesprawdzone, nowatorskie rozwiązania fabularne. No, bo któżby to czytał? Ludzie kochają katować się tymi samymi motywami, nie wolno więc nic w nich zmieniać, Cthulhu forbid! I dlatego też ambitni twórcy zakładają swoje własne wydawnictwa. Niektórzy z nich, chcąc spłacić ciążące na nich kredyty, inwestują z czasem w co najmniej kilka powieści o tzw. sprawdzonej fabule. W końcu nie to dobre, co dobre, ale co się lepiej sprzedaje. A utrzymanie kosztuje, jak mawiała pewna znana czarodziejka. Inni, uznani przez ogół za tzw. fenomen wydawniczy, jakoś trzymają się na rynku wydając co prawda niewiele, ale niewątpliwie dobrej jakości i niestety – stosunkowo rzadko. I tutaj znajduję się właśnie ja – odbiorca, czytelnik (czy nawet, jak mawiają niektórzy – Czytelnik), czyli osoba chętna wydać nieco pieniędzy na czczą rozrywkę. Chciałabym jednak wiedzieć, że wydając swoje 39,99 PLN zainwestuję w coś, co mnie wyrwie z czytelniczego marazmu, wstrząśnie mną, lecz mnie nie zmiesza (z błotem) i jak szarańcza zniszczy skostniałe schematy mojego światopoglądu otwierając mi oczy na piękno i brzydotę tego świata. 

Na próżno jednak wypatruję oczęta! Od lat nie przeczytałam niczego świeższego od beczki oślizgłego mięcha. Dopiero Kelly Link zdołała wybebeszyć mój mózg skutecznie i z gracją, jaką można by się spodziewać po łebskim pisarzu. Reszta tego, czym się do tej pory raczyłam tylko wzmogła mój apetyt i napełniła mnie goryczą, bo to jest jak odcinek 2345 Mody na sukces, kiedy wiecie już, że On rozwiedzie się z Oną, chociaż ta jeszcze sobie z tego nie zdaje sprawy, bo właśnie jest zajęta wchodzeniem na schody. Ech! Nawet Bishop ze swoją nieco mistyczną Akwafortą wciąż tylko podsyca mój głód na innowację i eksperymentalne fajerwerki. VanderMeer też mną jakoś skutecznie nie telepnął i dlatego też w przypływie desperacji (jak również nostalgii za dziecięcym światem, gdzie wszystko jest nowe i cudowne) sięgnęłam po Lema, którego ktoś reaktywował pod banderą Gazety Wszechintelektualistów. Uśmiałam się jak fretka i… zatęskniło mi się do absurdu czasów, w których wolno było mówić wszystko nie mówiąc nic, a półki były pełne, choć tak naprawdę świeciły pustkami. Może dlatego też i ludzkie mózgi były częściej odkurzane, bo starannie je zagracano – numerami telefonicznymi, chociażby. A może dlatego, że częściej się spacerowało – do księgarni, do biblioteki, do pracy, do czytelni, do urzędu (po informacje), do znajomych…

Ciężkie jest życie czytelnika nałogowego w czasach, gdzie literki zatracają swoją wartość. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że z okazji kryzysu zadomowi się na naszych półkach coś świeższego. W końcu, w czasach bessy ekonomicznej ludzie wydają więcej na rozrywkę, więc może szanowne wydawnictwa zainwestują w beczułkę literkowego dynamitu do rozsadzania mózgów, kto wie? Dla części przeżartych frustracją zawodową mogłoby to nawet stanowić swoisty akt miłosierdzia. Trzymam więc kciuki za sycące intelektualnie i absurdalnie książki!

Komentarze


27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Może to nie jest zbyt grzeczne pytanie,
ale na czym polega czytanie pod pryśnicem?

Tego jeszcze nie udało mi się osiągnąć...
30-10-2008 15:39
KRed
   
Ocena:
0
ale na czym polega czytanie pod pryśnicem?
Gdy walcząc z napływającym do oczu szamponem, starasz się odczytać z etykiety, dlaczego coś, co wziąłeś za żel parzy skórę i śmierdzi chlorem :P
30-10-2008 16:07
Tarkis
   
Ocena:
0
Ja mam podobne pytanie jesli chodzi o czytanie podczas mycia zebow :) To prawie jak spiewanie podczas golenia :P
30-10-2008 16:08
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Trochę przerażający ten wpis :) współczuję, ale czy tylko świeżość się liczy? Powiedzmy sobie szczerze - szczególnie przy takim przerabianiu twórczości wydaje mi się oczywiste, że nic nowego nie znajdziesz. To samo jest z filmem, muzyką, malarstwem. Ale np. dla mnie przeczytanie (ze zrozumieniem) streszczenia kolejnego odcinka serialu nie odbiera ochoty na jego obejrzenie. Bądźmy szczerzy - większość filmów i seriali ma w pełni przewidywalną fabułę i wynik - pytanie nie brzmi CO, tylko JAK. Realizacja, forma - to daje radochę... mi. :)
30-10-2008 17:26
teaver
   
Ocena:
0
Zgadza się, pod prysznicem nie czytam książek. Jeszcze. Chyba, że ktoś wymyśli taką nieprzemakalną - jak dla dzieci.

Kiedy myję zęby i czytam, to po prostu nie czytam na głos. Nie lubię zachlapanej łazienki.

Zabawa formą i sposób realizacji pomysłów, to faktycznie jest to, co się nazywa świeżością. Problem w tym, że jest tego niewiele, kiepskiej jakości lub w niewielkim zakresie. Przynajmniej według mnie. Jedynym co się u nas rzuca w oczy to literatura innych kultur, chociaż i oni często starają się naśladować stary kontynent, co uważam za chory pomysł. Ty, Craven, masz w kinematografii swojego Tarantino - faceta, który potrafi pojechać po bandzie aż miło. A my w literaturze popularnej mamy kogo? Mastertona?
31-10-2008 08:09
senmara
   
Ocena:
0
Czytanie to jeszcze jeden zmysł służący do poznawania świata, tylko trzeba się go "nauczyć". W zasadzie widzenia też się uczymy. Kiedy zaczynamy czytać bezwiednie coś się przestawia w naszym mózgu :)

Ja mam stałą nerwicę czytelniczą, to znaczy forma ostra przejawia się tylko czasami - wtedy zaczynam być nerwowa gdy nie mam nic do czytania.
31-10-2008 10:23
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Rzeczywiście, coś jest na rzeczy. Świetny wpis.
31-10-2008 12:31
teaver
   
Ocena:
0
Ta nerwica jest jak odwyk, sen. :D Freelancerzy mają takie niewesołe myśli, kiedy nie dzwoni telefon a skrzynka mailowa pusta. Wydaje ci się, że świat się kończy, bo ty nie masz akurat nic do czytania i musisz szybko znaleźć książkę, żeby uratować świat! LOL :D Mówię, ci kobieto - będą nas kiedyś z tego leczyć...

@Jeremiah - dzięki. :)
01-11-2008 09:35
Ysabell
   
Ocena:
0
Zabawne - mam dokładnie tak samo, a zupełnie odwrotnie. :)

Tak samo, bo też czytam nałogowo, wszędzie, zawsze i wszystko.

Odwrotnie, bo ani trochę nie sprawia mi radości czytanie "bez zrozumienia". Niby umiem i mi się zdarza, ale nie znoszę. Żadnej przyjemności z czytania wtedy nie mam...

No i odwrotnie, bo nie lubię "nowatorstwa" w żadnej postaci. Tego "starego" mi spokojnie wystarczy do końca życia... A skąd ja mam wiedzieć, czy co mi się podoba, skoro tego nie znam...? ;)

Tarantino też nie znoszę. Ani Przybyszewskiego. :]
04-11-2008 16:24
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Teraz dopiero się przyjrzałem, przy okazji czytania najnowszej notki - czy Lonka zamierza być raperką?
04-11-2008 17:53
Qball
   
Ocena:
0
@Jeremiah
Gangsta Rasta Blasta OG Lonka - Lil'Lonka aka. Lil'Lo :)

Wymiecie z piaskownicy wszystkich fake boyów ze smoczkami, lipnymi resorakami i plastikowymi lalami :)

@Teaver - świetny tekst. Dziękuję.
09-11-2008 22:49
teaver
   
Ocena:
0
@Ysabell - ależ ja wcale nei twierdzę, ze czytanie mechaniczne mnie bawi, raczej przeszkadza. To jak natręctwo, np. mycie rąk po kilkadziesiąt razy dziennie.

A co do Lonki - raperki, obawiam sie, że Lonka woli klimaty rockowe. Enya jej nie odpowiada, Deep Forest ją prawie złości, czrne rytmy jej nie biorą - rap każe mi wyłączać, ale odkąd potrafi hopsać to skakała na AC/DC... i na Kółku graniastym, oczywiście! :D
10-11-2008 10:46
Qball
   
Ocena:
0
Zapuść jej Jurrassic 5 teaver i zobaczymy czy się nie pobuja :)

The Influence
10-11-2008 11:17
teaver
   
Ocena:
0
Czy jeden z tych panów przypadkiem nie śpiewał kiedyś w De La Soul?
20-11-2008 14:44
Qball
   
Ocena:
0
Nie teaver.

Ale tych panów stawia się w jednym szeregu z De La Soul, ATCQ i Pharcyde. Czasami na doczepkę dodaje się jeszcze The Hieroglyphics :)
20-11-2008 18:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.