» Blog » Lonkodzień #1 - Dzień dobry, ja po Lonkę...
04-02-2010 15:56

Lonkodzień #1 - Dzień dobry, ja po Lonkę...

W działach: Lonkodzień, marudzenie, Lonkostyle | Odsłony: 2

Lonkodzień #1 - Dzień dobry, ja po Lonkę...
Przedszkole jest już tłoczne. Przeciągam przed bramką torbę, w której upchnęłam gdzieś na dole kartę magnetyczną- Piiik! Wchodzę, a ze mną mama z jakimś tuptającym wesoło dwulatkiem. Płeć malucha jest nie do rozpoznania – zawinięty w brązowy kombinezon drepcze jak Śniegusie. Do domofonu jest już kolejka. Staję cierpliwie z uśmiechem przyglądając się, jak śnieguś próbuje wyrywać się przed rozbieraniem.

- Dzień dobry. Można prosić Ilonkę? – mówię do domofonu i zerkam z uśmiechem na wiszącą nade mną kamerę, kiedy odzywa się w nim dziecięce „Tak, słucham”. Zanim zdążę podziękować słyszę krzyk „Ilonka, twoja mama!” i trzask odkładanej w pośpiechu słuchawki. Dyżury dzieciaków przy domofonie to stały punkt programu o tej porze. Witam się z woźnym i kilkoma rodzinkami. Tu nie ma czasu na długie pogaduchy, każdy pilnuje swojego dzieciaka przy ubieraniu, inaczej delikwent zniknie jak kamfora, żeby jeszcze chwilkę pobawić się z innymi. Wchodzę do szatni i uwalniając się od szalika i czapki podchodzę do kaloryfera, na którym suszy się cała góra rękawiczek, rajstop i kombinezonów. Żadnych Lonkorzeczy.

Siadam na ławeczce i czekam. Przeglądam szafkę Ilonki. Ta służy ostatnio nie tylko do upychania ubranek, ale i korespondencji z panią logopedą. Na razie nie mamy nowych ćwiczeń. Za to czapka Ilonki jest nieco wilgotna. Sprawdzam rękawiczki. Ociekają wodą, więc wyciągam je ostrożnie przez rękawy. Wygrzebuję z torby jakąś zwiniętą reklamówkę i upycham w niej mokre rękawice. Sprawdzam dalej. Kombinezon ma tylko przemoczone końcówki nogawek, na szczęście lekkie ochraniacze przeciwśniegowe już wyschły.

- Mamo…! – Ilonkę słychać już ze schodów. – Mamo…! – Lonka przepycha się łokciami między dzieciakami wciskającymi się w buty, kurtki i kombinezony.
- Mamo, zobacz co dla ciebie mam. – Lonka z dumą prezentuje rysunki, które tradycyjnie można oglądać z dowolnej strony.
- To dla mnie? Dziękuję! A co my tu mamy…? – marszczę brwi, udając że dokładnie wiem co się na nich znajduje.
- To jest straszny duch, który …. – i tu następuje dwuminutowy opis dzieła. Czuję się w obowiązku jakoś to skomentować.
- Widzę, że duch jest w twoim ulubionym kolorze.
- Tak! Jest niebieski!
- Bardzo lubię ten odcień niebieskiego. Dziękuję. – Ilonka daje mi buziaka i zanim zdążę ją posadzić na ławeczce ucieka do maluchów, gdzie na parapecie leżą przedszkolne misie.

- Ilonkaaaa! – wołam kilka razy, zanim udaje mi się ją wyłowić z mini tłumu.
- Usiądź sobie. Ściągamy kapcie.
- Kapcie, kapcie! – przedrzeźnia się Lonka. – Miau! Miaaaau!
- Jeżeli Różowy Kotek grzecznie się ubierze, dostanie coś dobrego. – mówię, patrząc Lonce w oczy. Zauważam nagły błysk.
- Miau?
- Tak, coś słodkiego. Bez czekolady, ale jest słodkie. I ładnie pachnie. – dodaję, przytrzymując stópki Lonki nad mokrą podłogą.

Teraz już idzie szybko. Pomagam przy wciąganiu mokrych nogawek od kombinezonu i zapinaniu wciąż niewyrobionych rzepów od zimowego obuwia. Podaję Lonce zapasowe rękawiczki, w które przezornie się wyposażyłam i patrzę, jak je upycha po kieszeniach. Kierujemy się do wyjścia, żegnając się z woźnym. W szatni powoli zrobiło się luźniej. Jeszcze tylko przeczytamy menu na następny dzień i możemy wychodzić.

– Śniadanie: szyneczka i serek żółty, obiad: cielęcinka w sosie, zupa pomidorowa, a na podwieczorek dostaniesz banana. - Celowo omijam sałatki, jogurty i inne dodatki, które Lonka kwituje zazwyczaj „bleee, nie lubię”.

- Wygląda na to, że dostaniesz jutro bardzo smaczne jedzonko.
- Miauuu? – pyta Lonka. Uśmiecham się i podaję jej mandarynkę. Chwyta ją miaucząc. Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, że może zjeść na raz i pół kilo mandarynek a potem poprosić o jeszcze.

- Obierzesz? Miau? – podaje mi owoc z powrotem.
- Jasne. - Naciskam mandarynkę od dołu, odrywam kawałek skórki i podaję jej z powrotem. Podchodzę do drzwi wyjściowych i zbliżam torbę – Piiiiik! Schodzimy po schodach wciągając rześkie, miejskie powietrze i kierujemy się na przystanek.
Lonka, podaje mi skórki od mandarynki i wpycha sobie ćwiartkę owocu do ust.

- A pójdziemy do sklepu? – pyta z pełnymi ustami.
No tak, myślałby kto, ze w przedszkolu jeść dają…

Komentarze


malakh
   
Ocena:
+2
Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, że może zjeść na raz i pół kilo mandarynek a potem poprosić o jeszcze.

Phi! Ja potrafię na raz i ze 2 kg pochłonąć. Mandarynki*_*
04-02-2010 16:39
   
Ocena:
0
A brat x czekolady
04-02-2010 17:23
Kalliope
   
Ocena:
+3
Wyprawy do sklepu po odebraniu z przedszkola to norma :).
Julka (5 lat): Pójdziemy do sklepu?
Ja: Nie wzięłam pieniędzy.
Julka: To je kupisz w sklepie.
04-02-2010 19:58
~musk

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+4
Chyba trzeba samemu miec dzieci zeby zrozumiec po co ktos moze pisac takie sprawozdania o niczym na 1,5 strony.
04-02-2010 20:24
Marigold
    @`musk
Ocena:
+9
Jak to po co? dla radości czytających, w tym tych nieposiadających dzieci :)
04-02-2010 20:41
~musk

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
mam nadzieje, ze nie obrazilem autorki, jakoz i jej latorosli. tak, wiem, jestem sfrustrowany.
04-02-2010 21:22
teaver
   
Ocena:
0
~musk - witam na blogu rodzinnym. Piszę go w sumie dla radochy tych, co znają Lonkę osobiście, jak zauważyła Marigold.

Jeżeli chcesz poczytać coś innego, to zapraszam na dział książkowy, gdzie znajdziesz moje recenzje lub eskapistę. :)

@ malakh - a bierzesz przelicznik, że Lonka ma dopiero 4 lata? :D

No właśnie, pieniądze w tm wieku to zupełna abstrakcja. :)
04-02-2010 22:17
Specu
   
Ocena:
0
"Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, że może zjeść na raz i pół kilo mandarynek a potem poprosić o jeszcze"

Ja to u siebie zauważyłem jakieś naście lat temu. Ile by nie było, jem póki są. W dziedzinie cytrusów i ich spożywania nie ma u mnie kompromisów :)
05-02-2010 01:04
Alchemique
   
Ocena:
0
Ja wole pomarańcze, ale też ilosci hurtowe, a wpis fajny

teaver tyle lat się nie widzieliśmy że nawet nie miałem okazji poznać Lonki :)

Pozdrawiam Alch :)
05-02-2010 17:25
teaver
   
Ocena:
0
Nie martw się, Alchem. Pewnie sobie przypomni, w końcu cię kiedyś słyszała, no nie? ;D
06-02-2010 22:51
Alchemique
   
Ocena:
+1
Ojezu to brzmi jak groźba ;) Uściski :)
06-02-2010 23:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.