23-05-2010 16:18
Easy like Sunday morning
W działach: NinkoLonk | Odsłony: 1
Dzisiejsze przedpołudnie było takie, jak powinna wyglądac niedziela: słońce, ciepło, ptaki śpiewają, dziewczynki poszły grzecznie na krótki spacerek z tatusiem, a ja miałam chwilę świętego spokoju, żeby dopić kawę. Słucham więc tych wydzierających się za oknem ptaszydeł, drapię Lucka po łepetynie i myślę, że do szczęścia człowiekowi niewiele potrzeba, a tu – jak w najprzedniejszym horrorze – nagły zwrot akcji:
Lonka: ŁAAA!
Łukasz: Biegnij na górę, do mamy, niech ci to zdezynfekuje. Szybko!
Lonka: ŁAAA!
Oczywiście, nie dopiłam sobie tej kawy. Poćwiczyłam za to umiejętności perswazyjne, żeby przekonać Lonkę, że a) dezynfekowanie nie będzie bardzo boleć, b) wcale od tej rany nie umrze. Nie miałam już serca mówić jej, że właśnie zrobiła to o czym kiedyś bardzo marzyła – uściskała planetę. Cóż, po takich pieszczotach zostanie jej chwilowo mała pamiątka. Ja za to zyskałam pewność, że małej Niny nie jest w stanie obudzić nic, ale to nic oprócz głodu i mokrej pieluchy, bo całą akcję oczywiście przespała.
Lonka: ŁAAA!
Łukasz: Biegnij na górę, do mamy, niech ci to zdezynfekuje. Szybko!
Lonka: ŁAAA!
Oczywiście, nie dopiłam sobie tej kawy. Poćwiczyłam za to umiejętności perswazyjne, żeby przekonać Lonkę, że a) dezynfekowanie nie będzie bardzo boleć, b) wcale od tej rany nie umrze. Nie miałam już serca mówić jej, że właśnie zrobiła to o czym kiedyś bardzo marzyła – uściskała planetę. Cóż, po takich pieszczotach zostanie jej chwilowo mała pamiątka. Ja za to zyskałam pewność, że małej Niny nie jest w stanie obudzić nic, ale to nic oprócz głodu i mokrej pieluchy, bo całą akcję oczywiście przespała.